środa, 6 listopada 2013

BAGIETKA PANA KERRY I BANKRUT RÓŻYK


   Zaszłem do Pana Kierownika Kochanego a tam ferajna jak zwykle. Ferajna warsiaska bez tych z odzysku. Pan Kartofel mores czuje, bo jego Leszek dziś na bój śmiertelny idzie w Pucharze Polski. Wie, że polewka byłaby centralnie na jego klub z miasta koziołków skierowana, więc bidak życie towarzyskie ograniczył.

-       Sianowanie rodakom! – zawołałem w ten sposób, bo wiem żu tu mnie zrozumieją, gdzie indziej to by gały wybałuszyli. Raz że naród grzeczności zapomniał, a dwa jak już zna, to języka warsiaskiego nie rozumie.
-       Szaconeczek! – Rzucił Pan Kierownik znad biurka – Bagietki sianowny Pan sobie życzy?
-       Że jak? – Tego w programie jeszcze nie było – Repertuar Pan powiększasz. Była kawka, potem na okolyczność meczu z Pyrami frytki zacząłeś Pan serwować, a teraz...
-       A teraz Ameryka! – Zabełkotał z ustami wypchanymi bułką Żelaźniak
-       Aaaaaa! To Panowie w tego Johna Kerrey’ego się zabawiają – odgadłem – Ta bagietka  też z Krakoskiego Przedmieścia?
-       Musowo, ale nie od dziś tam kupuję. – Rzucił skryty w końcie Czarniecki – Ja tam stały klient jestem i Panią Anię Kmiołek znam nie od dziś. Kupowałem u niej zanim za przyczyną tego Amerykańca sławna sie stała.
-       Panie Czarniecki. – To przyszło mi do głowy bo ostatnio dużo szpiegoskich książek czytam – To znaczy że Pana podsłuchiwali! Wiesz Pan, że taki amerykański spontan to szykują pół roku do przodu. W załodze piekarni na pewno jest jeden agent, a stali klyjenci na podsłuchu. Pan taki coś lekko beżowy, a nos i uszy za małe na starozakonnego to mogli Pana wziąć za terroryste...
-       Daj Pan spokój. – Zaczerwienił sie Czarniecki
-       Ho, ho! Skok w bok Pan wykonywałeś, a koleżki Snowdena wszystko zapisali – CIA szantażyk założy i zwerbują Pana! – Śmiał sie do rozpuku Kierownik
-       Gorzej! – Zaryczałem – Zarejestrowali rozmowę jak Pan kupon ze szwagrem obstawiałeś na Legie i zakaz wjazdu na Kamienną Panu założą!

Śmiechu było co nie miara, ale szybko nam przeszło, bo od paru dni piszą, że Różyk zbankrutował. Kercelaka Hitler ze Stalinem wykończyli, a Różyk któremu nawet władza  ludowa nie dała rady dogorywa w wolnej Polsce....  Na to wpasował sie do kańciapy dawno nie oglądany as biznesu, Januszek.

-  Witam Panów. Jest na to rada. Właśnie z krótkiego wypadziku do Hiszpanii wracami widziałem tam dobre wzory. Są piękne targowiska w Barcelonie i Madrycie. Stołeczny San Miguel to jeden wielki bar i sklep zarazem. Przy ladzie można nie tylko zakupy zrobić, ale i zjeść i to wszystko pod eleganckim dachem. Prima sort, jak mówią starzy Warszawiacy łamane przez elgancja Francja.
    W Barcelonie na La Boquerii z kolei bardziej rustykalnie, ale z klimatem niewyobrażalnym. Knajpki po bokach pod arkadami a w środku handel pod wiatą. To jest przyszłość Różyka! – Zakrzyknął triumfalnie Januszek. Obroni się jak Polna!

Od tego opisu to się głodne zrobiliśmy, ale jak jest Januszek to nie ma bidy. Zadzwonił po katering i był jak to Januszek mówi „lunch na sto dwa“!
-  Może za dwa lata tak będziemy obcyngalać obiadki na nowym Różyku. Musowo pyzy, bo to klasyk tamtego miejsca Panowie. – Zakrzyknął Januszek. Musiał być w wyjątkowo dobrym humorku, bo jak tak po warsiasku zaciąga to znaczy, że musi być klawo. Albo jakiś interes w deche przybił, albo w tej Hiszpanii fest wypoczął. A możliwe że jedno i drugie, bo on jak nikt inny przyjemne z pożytecznym potrafi. 

 

Dziś zamiast słowniczka (bo czytacie więc się uczycie) klawa lektura. Niebieski Syfon - z dziejów Bazaru Różyckiego autorstwa Piotra Kuleszy. Jakaś ferajna szykuje sie do nakręcenia filmu podług tej książki, ale zanim to zrobią przeczytajcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz