Zaszłem do Pana Kierownika Kochanego a tam ferajna jak zwykle. Ferajna
warsiaska bez tych z odzysku. Pan Kartofel mores czuje, bo jego Leszek
dziś na bój śmiertelny idzie w Pucharze Polski. Wie, że polewka byłaby
centralnie na jego klub z miasta koziołków skierowana, więc bidak życie
towarzyskie ograniczył.
-
Sianowanie rodakom! – zawołałem w ten
sposób, bo wiem żu tu mnie zrozumieją, gdzie indziej to by gały wybałuszyli.
Raz że naród grzeczności zapomniał, a dwa jak już zna, to języka warsiaskiego nie rozumie.
-
Szaconeczek! – Rzucił Pan Kierownik znad biurka
– Bagietki sianowny Pan sobie życzy?
-
Że jak? – Tego w programie jeszcze nie było –
Repertuar Pan powiększasz. Była kawka, potem na okolyczność meczu z Pyrami
frytki zacząłeś Pan serwować, a teraz...
-
A teraz Ameryka! – Zabełkotał z ustami
wypchanymi bułką Żelaźniak
-
Aaaaaa! To Panowie w tego Johna Kerrey’ego się
zabawiają – odgadłem – Ta bagietka też
z Krakoskiego Przedmieścia?
-
Musowo, ale nie od dziś tam kupuję. – Rzucił
skryty w końcie Czarniecki – Ja tam stały klient jestem i Panią Anię Kmiołek
znam nie od dziś. Kupowałem u niej zanim za przyczyną tego
Amerykańca sławna sie stała.
-
Panie Czarniecki. – To przyszło mi do głowy bo
ostatnio dużo szpiegoskich książek czytam – To znaczy że Pana podsłuchiwali!
Wiesz Pan, że taki amerykański spontan to szykują pół roku do przodu. W załodze
piekarni na pewno jest jeden agent, a stali klyjenci na podsłuchu. Pan taki coś
lekko beżowy, a nos i uszy za małe na starozakonnego to mogli Pana wziąć za
terroryste...
-
Daj Pan spokój. – Zaczerwienił sie Czarniecki
-
Ho, ho! Skok w bok Pan wykonywałeś, a koleżki
Snowdena wszystko zapisali – CIA szantażyk założy i zwerbują Pana! – Śmiał sie
do rozpuku Kierownik
-
Gorzej! – Zaryczałem – Zarejestrowali rozmowę
jak Pan kupon ze szwagrem obstawiałeś na Legie i zakaz wjazdu na Kamienną Panu
założą!
Śmiechu było co nie miara, ale szybko nam przeszło, bo od
paru dni piszą, że Różyk zbankrutował. Kercelaka Hitler ze Stalinem wykończyli,
a Różyk któremu nawet władza ludowa nie
dała rady dogorywa w wolnej Polsce....
Na to wpasował sie do kańciapy dawno nie oglądany as biznesu, Januszek.
- Witam Panów. Jest
na to rada. Właśnie z krótkiego wypadziku do Hiszpanii wracami widziałem tam dobre wzory. Są piękne targowiska w
Barcelonie i Madrycie. Stołeczny San Miguel to jeden wielki bar i sklep
zarazem. Przy ladzie można nie tylko zakupy zrobić, ale i zjeść i to wszystko
pod eleganckim dachem. Prima sort, jak mówią starzy Warszawiacy łamane przez
elgancja Francja.
W Barcelonie na La Boquerii z kolei bardziej
rustykalnie, ale z klimatem niewyobrażalnym. Knajpki po bokach pod
arkadami a w środku handel pod wiatą. To jest przyszłość Różyka! – Zakrzyknął
triumfalnie Januszek. Obroni się jak Polna!
Od tego opisu to się głodne zrobiliśmy, ale jak jest
Januszek to nie ma bidy. Zadzwonił po katering i był jak to Januszek mówi
„lunch na sto dwa“!
- Może za dwa lata
tak będziemy obcyngalać obiadki na nowym Różyku. Musowo pyzy, bo to klasyk
tamtego miejsca Panowie. – Zakrzyknął Januszek. Musiał być w wyjątkowo dobrym
humorku, bo jak tak po warsiasku zaciąga to znaczy, że musi być klawo. Albo
jakiś interes w deche przybił, albo w tej Hiszpanii fest wypoczął. A możliwe że jedno i
drugie, bo on jak nikt inny przyjemne z pożytecznym potrafi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz