Gorąco troszkie sie
wczoraj zrobiło, ale Pan Kierownik poczęstował ferajne frytkami
z poznańskiego kartofla i dzięki temu alegancko zażegnał klubową drakę.
Wiadomo, że jak Polak, a już w szczególności Warsiawiak głodny to zły. A jak
najedzony to może nawet na najtrudniejsze tematy w klawej atmosferze rozmawiać.
To już drugi dzień
jak się u Pana Kierownika nie na kawke a na frytki spotykamy. – Nowa świecka
tradycja – powiedział Władek Czarniecki obierając kartofla. – Amerykan –
powiedział ze znawstwem oglądając bulwę. W tak pięknem, kartoflanem
środowisku nie bylibyśmy sobą gdybyśmy
naszego koleżki z krainy podziemnej pomarańczy nie wspomnieli.
-
A gdzie to nasz kartofelek z Poznania? –
zagaił Żelaźniak
-
Może tak jak Pan wczoraj, w delegacji –
odpowiedział mu Kierownik - Felek Majer też ma dzisiaj roboty fest, więc nie
może sie od tech swoich liczydeł wyrwać.
-
Może i lepiej, bo nie będzie judził – syknął
Władek – ja mu tego "klubiku" nie zapomne!
-
Daj Pan spokój, było minęło. – Rzuciłem – Za rok
pogadamy. Jak wam sie uda awansować to będzie temat; derby Warszawy w IV lidze.
To znaczy prawie derby, bo my rezerwy wystawimy.
-
Awansujemy, a Pan skończ te dyskusje!
-
Ja nie dyskutuje, ja stwierdzam fakty, a fakty
są akuratnie takie, żeś Pan jest leguralnym masochistą. Tyle lat w bólu, to
tylko Pan potrafisz i restauratorzy co sie dają w telewizji besztać za własne
pieniądze.
-
Jak by mi taka do warśztatu przyszła pouczać to
bym nie źdierżył – zasapał Kiero – Już ja bym zrobił „Warśztatową Rewolucje“.
Poszliby do jasnej Anielki!
-
A ja bym poszedł do „Fukiera“ – rozmażyłem sie
nieprzytomnie – Poszedłbym, ale go już nie ma...
-
No jest! Cały czas na Rynku figuruje, a ajentką jest właśnie ta facetka od tych "Kuchennych Rewolucji" – zdziwił
sie Czarniecki – Jak z meczu ostatnio wracałem to widziałem. Otwarte!
-
To dlaczegoś Pan tam nie wszedł?
-
Bo nie mam fabryki floty tylko koło niej przechodze, bo ta akuratnie sie
wizawi mojego kochanego stadionu znajduje...
-
To Panu opowiemy – przeciągnął sie Kiero – jak
żeśmy mistrza zdobyli, to Januszek wziął za telefon i ferajne na Starówkie
wezwał. Wyjął z kieszeni złotego Amerykańskiego Ekspresiaka, co wszystkie drzwi otwiera i każdy rachunek płaci i jak raz na Fukiera wskazał!
-
No i jak? Jak było? – dopytywał sie Władzio
Czarniecki
-
Pięknie, bo pierwszy toast za zespół, drugi za
Pana Lucka, trzeci z trenera, a czwarty za nas. Za to że takie cierpliwe
jesteśmy! Siedem lat czekania i tylko cztery razy puchar przez ten czas opijaliśmy. – Skrzywił
sie Kiero, łypiąc okiem na Czarnieckiego, któren w tem samem czasie opijał ze swoją ferajną jeden
spadek, jedną degradację i jeden stolikowy awans pod grodziskim szyldem.
-
Toaścik za toastem... No to w zupełności tak, jak w tym starym Fukierze – rozmarzył
się Władzio.
-
No prawie. Bo ław nie ma, żarcie wymyślne, a
wino drogie. Pięśset złotych Januszka pierwszy toast kosztował! - Wyjaśniłem - Kiedyś była tam leguralna miła mordownia, a teraz... Nie ma już starego Fukiera, jest w cholere droga restauracja z frykasami. Francja - elegancja, ale charakterku miejsce potrzebuje.
- Ale najgorsze
to te pierdółki. – Zasępił sie Kiero – Normalnie kwiaciarnia w antykwariacie!
Nie wytrzymałem i przemówiłem Januszkowi do rozumu. Powiedziałem mu – Słuchaj Panie Januszek, jak sie
wprowadze pod dobre date i osiągne jak Hermaszeski stan nieważkości, to sie w te firanki zaplącze, kwiatostan zniszcze,
kredens wykopyrkne, pozrzucam świeczniki, a na koniec na
przeważnie trzeźwe towarzystwo sie wygruże. Januszek odpowiedział przytomnie – Przepraszam kolegów tu faktycznie panuje zbyt formalna atmosfera.
-
I co?
-
I nic! Po Bożemu skończyliśmy pod Samsonem –
uśmiechnął sie Kierus – I liga sie skończyła happy endem i nasz wieczorek także
samo.
-
Skończył sie wieczorek tak jak sie zaczął –
wtrąciłem – Januszek znów pięć stówek za winko zabecalował
-
Jakim cudem? – Wytrzeszczył gały Czarniecki
-
Bo w drodze powrotnej stanął na Barbakanie i hejnał uskutecznił.
Trochę rumoru sie narobiło bo młodzież zaczeła bić brawo i krzyczeć jak
zobaczyła poważnego gościa w garniaku co jedzie z partytury na zabytkowem
obiekcie. Straż miejska sie na tem nie poznała, i zanosiło sie na zwiedzanie
Kolskiej. Bo co może być dla strażaków fajniejszego od przyjemnej roboty z czystymi,
dorosłymi bejcami przy kasie. Lepiej z niemi kurs do izby zrobić niż sie ze szczeniakami ganiać. Ale Januszek ma swoje sposoby. Drogie, ale
sukteczne. Zresztą raz na rok można!
-
Raz na rok... – Zasępił sie Czarniecki, dla
którego wyobrażenie kolejnego mistrzostwa i naszego święta było gorsze niż spotkanie
z urzędem skarbowym.
Amerykan - gatunek ziemniaka
Fukier - U Fukiera - najstarsza w Warszawie winiarnia. Przed wojną skład i miejsce picia najlepszych win, po wojnie lokal w którym piło się raczej tańsze trunki. Od 1991 restauracja Magdy Gessler.
fabryka floty - Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych, miejsce gdzie faktycznie produkuje się pieniądze i papiery wartościowe. "Fabryka floty" położona jest u zbiegu ulic Zakroczymskiej, Sanguszki i Konwiktorskiej.
złoty Amerykański Ekspresiak - karta kredytowa American Express
hejnał - picie z butelki
lecieć z partytury - jak wyżej
bejc - pijak
Amerykan - gatunek ziemniaka
Fukier - U Fukiera - najstarsza w Warszawie winiarnia. Przed wojną skład i miejsce picia najlepszych win, po wojnie lokal w którym piło się raczej tańsze trunki. Od 1991 restauracja Magdy Gessler.
fabryka floty - Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych, miejsce gdzie faktycznie produkuje się pieniądze i papiery wartościowe. "Fabryka floty" położona jest u zbiegu ulic Zakroczymskiej, Sanguszki i Konwiktorskiej.
złoty Amerykański Ekspresiak - karta kredytowa American Express
hejnał - picie z butelki
lecieć z partytury - jak wyżej
bejc - pijak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz