poniedziałek, 28 października 2013

OD FUKIERA DO BARBAKANU, CZYLI OPIJANIE MISTRZA




   Gorąco troszkie sie wczoraj zrobiło, ale Pan Kierownik poczęstował ferajne frytkami z poznańskiego kartofla i dzięki temu alegancko zażegnał klubową drakę. Wiadomo, że jak Polak, a już w szczególności Warsiawiak głodny to zły. A jak najedzony to może nawet na najtrudniejsze tematy w klawej atmosferze rozmawiać.



  To już drugi dzień jak się u Pana Kierownika nie na kawke a na frytki spotykamy. – Nowa świecka tradycja – powiedział Władek Czarniecki obierając kartofla. – Amerykan – powiedział ze znawstwem oglądając bulwę. W tak pięknem, kartoflanem środowisku  nie bylibyśmy sobą gdybyśmy naszego koleżki z krainy podziemnej pomarańczy nie wspomnieli.

-       A gdzie to nasz kartofelek z Poznania? – zagaił Żelaźniak

-       Może tak jak Pan wczoraj, w delegacji – odpowiedział mu Kierownik - Felek Majer też ma dzisiaj roboty fest, więc nie może sie od tech swoich liczydeł wyrwać.

-       Może i lepiej, bo nie będzie judził – syknął Władek – ja mu tego "klubiku" nie zapomne!

-       Daj Pan spokój, było minęło. – Rzuciłem – Za rok pogadamy. Jak wam sie uda awansować to będzie temat; derby Warszawy w IV lidze. To znaczy prawie derby, bo my rezerwy wystawimy.

-       Awansujemy, a Pan skończ te dyskusje!

-       Ja nie dyskutuje, ja stwierdzam fakty, a fakty są akuratnie takie, żeś Pan jest leguralnym masochistą. Tyle lat w bólu, to tylko Pan potrafisz i restauratorzy co sie dają w telewizji besztać za własne pieniądze.

-       Jak by mi taka do warśztatu przyszła pouczać to bym nie źdierżył – zasapał Kiero – Już ja bym zrobił „Warśztatową Rewolucje“. Poszliby do jasnej Anielki!

-       A ja bym poszedł do „Fukiera“ – rozmażyłem sie nieprzytomnie – Poszedłbym, ale go już nie ma...

-       No jest! Cały czas na Rynku figuruje, a ajentką jest właśnie ta facetka od tych "Kuchennych Rewolucji" – zdziwił  sie Czarniecki – Jak z meczu ostatnio wracałem to widziałem. Otwarte!

-       To dlaczegoś Pan tam nie wszedł?

-       Bo nie mam fabryki floty tylko koło niej przechodze, bo ta akuratnie sie wizawi mojego kochanego stadionu znajduje...

-       To Panu opowiemy – przeciągnął sie Kiero – jak żeśmy mistrza zdobyli, to Januszek wziął za telefon i ferajne na Starówkie wezwał. Wyjął z kieszeni złotego Amerykańskiego Ekspresiaka, co wszystkie drzwi otwiera i każdy rachunek płaci i jak raz na Fukiera wskazał!

-       No i jak? Jak było? – dopytywał sie Władzio Czarniecki

-       Pięknie, bo pierwszy toast za zespół, drugi za Pana Lucka, trzeci z trenera, a czwarty za nas. Za to że takie cierpliwe jesteśmy! Siedem lat czekania i tylko cztery razy puchar przez ten czas opijaliśmy. – Skrzywił sie Kiero, łypiąc okiem na Czarnieckiego, któren w tem samem czasie opijał ze swoją ferajną jeden spadek, jedną degradację i jeden stolikowy awans pod grodziskim szyldem.

-       Toaścik za toastem... No to w zupełności tak, jak w tym starym Fukierze – rozmarzył się Władzio.

-       No prawie. Bo ław nie ma, żarcie wymyślne, a wino drogie. Pięśset złotych Januszka pierwszy toast  kosztował! - Wyjaśniłem - Kiedyś była tam leguralna miła mordownia, a teraz... Nie ma już starego Fukiera, jest w cholere droga restauracja z frykasami. Francja - elegancja, ale charakterku miejsce potrzebuje.
-       Ale najgorsze to te pierdółki. – Zasępił sie Kiero – Normalnie kwiaciarnia w antykwariacie! Nie wytrzymałem i przemówiłem Januszkowi do rozumu. Powiedziałem mu – Słuchaj Panie Januszek, jak sie wprowadze pod dobre date i osiągne jak Hermaszeski stan nieważkości, to sie w te firanki zaplącze, kwiatostan zniszcze, kredens wykopyrkne, pozrzucam świeczniki, a  na koniec na przeważnie trzeźwe towarzystwo sie wygruże. Januszek odpowiedział przytomnie – Przepraszam kolegów tu faktycznie panuje zbyt formalna atmosfera.

-       I co?

-       I nic! Po Bożemu skończyliśmy pod Samsonem – uśmiechnął sie Kierus – I liga sie skończyła happy endem i nasz wieczorek także samo. 


   -       Skończył sie wieczorek tak jak sie zaczął – wtrąciłem – Januszek znów pięć stówek za winko zabecalował

   -       Jakim cudem? – Wytrzeszczył gały Czarniecki

   -       Bo w drodze powrotnej stanął na Barbakanie i hejnał uskutecznił. Trochę rumoru sie narobiło bo młodzież zaczeła bić brawo i krzyczeć jak zobaczyła poważnego gościa w garniaku co jedzie z partytury na zabytkowem obiekcie. Straż miejska sie na tem nie poznała, i zanosiło sie na zwiedzanie Kolskiej. Bo co może być dla strażaków fajniejszego od przyjemnej roboty z czystymi, dorosłymi bejcami przy kasie. Lepiej z niemi kurs do izby zrobić niż sie ze szczeniakami ganiać. Ale Januszek ma swoje sposoby. Drogie, ale sukteczne. Zresztą raz na rok można!

-       Raz na rok... – Zasępił sie Czarniecki, dla którego wyobrażenie kolejnego mistrzostwa i naszego święta było gorsze niż spotkanie z urzędem skarbowym.

 Amerykan - gatunek ziemniaka
Fukier - U Fukiera - najstarsza w Warszawie winiarnia. Przed wojną skład i miejsce picia najlepszych win, po wojnie lokal w którym piło się raczej tańsze trunki. Od 1991 restauracja Magdy Gessler.

fabryka floty - Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych, miejsce gdzie faktycznie produkuje się pieniądze i papiery wartościowe. "Fabryka floty" położona jest u zbiegu ulic Zakroczymskiej, Sanguszki i Konwiktorskiej.
złoty Amerykański Ekspresiak - karta kredytowa American Express
hejnał - picie z butelki
lecieć z partytury - jak wyżej
bejc - pijak 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz